Praca w Norwegii w Fabryce Ryb - Moje doświadczenia
Zdecydowanie był to jeden z najbardziej wymagających, ale i bardzo satysfakcjonujących okresów w moim dotychczasowym życiu zawodowym.
Chłodny, morski powiew bije od tych wspomnień niczym od fali rozbijającej się o skały. Kiedy dziś przywołuję w pamięci czas spędzony przy pracy w norweskiej fabryce rybnej, odżywają ze zdwojoną siłą wszystkie te doznania - zapach świeżych dorszy, stukot maszyn rybackich i charakterystyczny chrzęst pancerzy krabów pod butami.
Zdecydowanie był to jeden z najbardziej wymagających, ale i bardzo satysfakcjonujących okresów w moim dotychczasowym życiu zawodowym. Jako młody mężczyzna, świeżo po studiach, z umysłem otwartym na nowe wyzwania, nie bałem się podjąć tego ryzyka. Dziś mogę z dumą powiedzieć, że był to strzał w dziesiątkę!
Zacznę jednak od początku. Kiedy podjąłem decyzję o wyjeździe do pracy w Norwegii, towarzyszyły mi obawy, ale i ogromna ekscytacja z perspektywy zdobycia nowych doświadczeń. Wyobrażenia o tym, czego mogę się spodziewać, miałem bardzo mgliste. Wypełniała mnie jedynie żywiołowa ciekawość, charakterystyczna dla młodych chłopaków, dopiero stawiających pierwsze kroki w prawdziwym męskim świecie.
Pierwsze tygodnie okazały się prawdziwym zanurzeniem w głęboką wodę. Już sam proces rekrutacji i początkowych szkoleń był niezwykle wymagający, oceniający determinację i siłę charakteru kandydatów. Badania sprawności fizycznej, testy na tolerancję zimna, procedury bezpieczeństwa - za każdym razem musiałem udowadniać, że jestem odpowiednim człowiekiem nato stanowisko.
Wreszcie, po pomyślnym przejściu tych prób, stanąłem przed ogromnymi, zautomatyzowanymi halami fabrycznymi, w których miałem spędzić kolejne miesiące. Byłem zafascynowany wielkim, przemysłowym skupiskiem ludzi i maszyn, których wspólnym celem było przetwarzanie setek ton świeżych ryb dziennie.
Od samego początku dotknęła mnie specyficzna, surowa rzeczywistość tej pracy. Stanowiska produkcyjne wymagające bezustannego wysiłku fizycznego, skomplikowane maszyny i linie do obróbki ryb, ciągły hałas i niskie temperatury - to wszystko z miejsca zmroziło krew w żyłach. Nie dane mi było jednak długo pozostać w odrętwieniu, gdyż już pierwszego dnia zostałem wrzucony na głęboką wodę.
Moje zadanie polegało na pakowaniu i przygotowywaniu do transportu ogromnych skrzyń z porcjami świeżego dorsza. Dźwiganie tych ciężkich ładunków, utrzymywanie rytmu produkcyjnego i współpraca z zespołem innych pracowników była nie lada wyzwaniem. Pamiętam, że pot ściekał ze mnie strumieniami, mięśnie paliły ogniem, a lodowaty chłód ogromnej hali przeżynał do szpiku kości. Niejeden raz miałem ochotę rzucić wszystko i odpuścić.
Jednak dzięki ogromnej determinacji i wsparciu bardziej doświadczonych kolegów z pracy, stopniowo wdrażałem się w ten system. Moje ciało i umysł hartowały się, nabierając niezbędnej krzepy i wytrzymałości. Kluczowe w tym wszystkim było pokonanie pierwszych barier i udowodnienie męskości. Gdy już to zrobiłem, pozostała praca stawała się znacznie łatwiejsza.
Praca w norweskiej fabryce sprawiła, że nabrałem sporej odporności na trudy codziennej roboty fizycznej. Spędzanie całych godzin na nogach, w niskich temperaturach, wśród głośnych maszyn, stopniowo stawało się normalnością. Ceniłem sobie jednak sporadyczne chwile przerw i spokoju, które pozwalały zregenerować siły.
Obserwując rybackie procedury w fabryce uświadomiłem sobie, jak bardzo konieczne jest przyswojenie szczegółowej, przyswajalnej wiedzy o tym procesie. Norweskie standardy higieniczne, inspekcje sanitarne i międzynarodowe certyfikaty odbytych szkoleń wymagały nieustannej czujności i koncentracji. Powoli stawałem się ekspertem zarówno w zakresie obróbki i filetowania ryb, jak również całego procesu ich konfekcjonowania.
Niezwykle ceniłem sobie współpracę z norweskimi kolegami, której mentalność i ludzka postawa wiele mnie nauczyły. Ci ogromni, rosli mężczyźni byli wręcz niedoścignionymi mistrzami rybackiego rzemiosła. Mimo trudnej, wyczerpującej pracy, zawsze znajdowali czas na rozmowy, żarty i wzajemne wsparcie. Traktowali mnie jak jednego z zespołu, bez cienia arogancji czy wywyższania się. Nauczyłem się od nich pokory względem zawodu, który wykonujemy.
Zarobione w norweskiej fabryce pieniądze z pewnością się opłaciły, jednak największą gratyfikacją był dla mnie zdobyty ogrom cennych doświadczeń życiowych. Praca w tak wymagającym środowisku na zawsze zahartowała moją postawę i nauczyła pokory wobec zwykłej, fizycznej roboty, którą tak często lekceważymy. Było to prawdziwe wtajemniczenie w pełnoprawny męski świat.
Kończąc moją opowieść, chciałbym gorąco zachęcić każdego młodego mężczyznę, by nie bał się podejmować podobnych wyzwań. Samozaparcie, hart ducha i otwartość na nowe doświadczenia to przepis na rozwój nie tylko zawodowy, ale przede wszystkim osobisty. Praca w norweskiej fabryce była dla mnie lekcją charakteru, a norweskie morskie tradycje rybackie źródłem inspiracji. Dzięki temu nietuzinkowemu doświadczeniu stałem się prawdziwym, dojrzałym mężczyzną, gotowym stawić czoła największym przeciwnościom losu. Oferta pracy znaleziona na stronie https://ofertyn.pl/0/2-praca-za-granica/33-norwegia/